Jak się pociesza płaczące dziecko?
– Złapałeś coś? – zapytał, podchodząc bliżej. Chłopiec zaprzeczył ruchem głowy, nie zmieniając pozycji. – Mogę usiąść obok ciebie? Od spaceru rozbolała mnie głowa. Ramiona chłopca uniosły się i opadły. Sebastian uznał to za przyzwolenie i ostrożnie usiadł na wielkim kamieniu. Pamiętał go sprzed lat. Wyglądał tak samo, ale drzewa były teraz wyższe niż kiedyś, a poszycie gęściejsze. – W dzieciństwie to było moje ulubione miejsce do wędkowania – powiedział. – Ale nigdy nie udało mi się dużo złapać. Przeważnie przychodziłem tutaj, gdy chciałem pobyć sam. Żadnej reakcji. – J.T. – westchnął Sebastian. Nie czuł się odpowiednią osobą do prowadzenia takich rozmów. – Chodzi o tę wyprawę kajakami, tak? Tę dla ojców i synów? Rob mówił mi o tym. Chce cię zabrać, ale on nie jest twoim ojcem. J.T. podniósł głowę. Brudne policzki miał poznaczone śladami łez. – Chcę... chcę pojechać z Robem. A więc tu jest pies pogrzebany, pomyślał Sebastian. – To dlaczego nie pojedziesz? Mama przecież ci pozwoli. Chłopiec znów zaczął płakać. A niech to, pomyślał Sebastian, po raz pierwszy w życiu zły, że się nie pomylił. Oparł głowę na ramionach i wpatrzył się w wodę omywającą kamienie. – J.T., twój ojciec był moim przyjacielem. W ostatnich latach przed jego śmiercią nie widywaliśmy się tak często, jak byśmy chcieli, ale jedno wiem na pewno. On chciałby, żeby w twoim życiu byli mężczyźni tacy jak Rob i ja. – Wiem. Nie o to chodzi. – Nie zapomnisz go, J.T. – powiedział cicho. – Nigdy go nie zapomnisz. Chłopiec podciągnął wyżej kolana i oparł na nich głowę, szlochając coraz głośniej. Sebastian rozumiał jego rozpacz. On sam też kiedyś przychodził tu, żeby się wypłakać w miejscu, o którym nikt nie wiedział i gdzie nikt by go nie szukał. – Jeśli przestanę za nim tęsknić... Nie skończył zdania. Sebastian wyprostował się i strzepnął komara z ramienia. Właśnie dlatego unikał pracy z ofiarami przestępstw. Nie miał pojęcia, co im właściwie powiedzieć. Daisy najczęściej zostawiała go samego z jego problemami. J.T. Swift był głęboko wrażliwym, zamkniętym w sobie dwunastolatkiem. Sebastian w jego wieku nie miał tak głębokich myśli. Płakał, a potem jak najdalej odpychał od siebie przyczyny swych smutków. – Rany w końcu się goją – powiedział bezradnie. – Jeśli są tak głębokie jak po stracie ojca, zabiera to dużo czasu i zostaje blizna. Po jakimś czasie ta blizna już nie boli, ale zawsze przypomina o tym, co się straciło. I o własnej odwadze w obliczu tej straty. Chłopiec potrząsnął głową. – Ja nie jestem odważny ani dzielny. – J.T., robiłem wiele rzeczy. Strzelałem i do mnie strzelano, ścigałem porywaczy, terrorystów, szaleńców i wszelkiego rodzaju