- Pamiętasz, Ŝe wieczorem mam spotkanie w klubie? - zapytał.
RóŜne myśli tłoczyły jej się w głowie. - Tak, pamiętam. - I nie przejmuj się kolacją. Pani Sanders przygotowała wczoraj co nieco. - Pani Sanders? - Tak, moja gospodyni i kucharka. Przychodzi parę razy w tygodniu. - A widząc wciąŜ pytanie w jej oczach, dodał: - Gotuje, sprząta, ale dzieckiem się nie zajmuje. Ma pięćdziesiąt siedem lat, wychowała piątkę swoich i mówi, Ŝe do obcych dzieci nie ma cierpliwości. Zalicza się do babć tak zwanych wyzwolonych. - Chętnie ją poznam - rzekła Alli, nie odrywając oczu od Marka, a zarazem karcąc się za to w duchu. Wolałaby, Ŝeby juŜ sobie poszedł, Ŝeby mogła normalnie oddychać. Mark uśmiechnął się. - Coś mi się zdaje, Ŝe ona równieŜ chce cię poznać. Co powiedziawszy, wyszedł z pokoju. - Podobno masz juŜ z głowy problem opiekunki - powiedział Logan Voss, gdy wchodzili do baru przed zebraniem. - Pewno wiesz takŜe, Ŝe to Alli podjęła się opieki nad dzieckiem. - Tak, słyszałem - odrzekł Logan, chichocząc. - Co słyszałeś? - zapytał Jake Thorne zapraszając ich do zajęcia miejsc na obitych skórą fotelach. - śe Alli została niańką Eriki - odparł Logan. - A wiedząc, jak odpowiedzialną osobą jest Alli, moŜemy być spokojni, Ŝe Erika jest w dobrych rękach. Mark potwierdził skinieniem głowy. W tym momencie chętnie by oświadczył wszem i wobec, jak dobre są ręce, w które powierzył dziewczynkę. Na szczęście, gdy wrócił wówczas do pokoju z jej rzeczami, nie zastał jej juŜ. PołoŜyła dziecko spać i wyszła na spacer. Ucieszył się, bo w samotności mógł się jakoś pozbierać. Po raz pierwszy w Ŝyciu tak bardzo pragnął całować kobietę. Długo stał pod prysznicem, łając się w duchu za własną słabość, za marzenia o tej kobiecie. Gdy się ubierał, gdy szykował się na to spotkanie, takie myśli chodziły mu po głowie: do diabła, jest tylko męŜczyzną, a kaŜdy męŜczyzna na jego miejscu pragnąłby takich właśnie, jedynych w swoim rodzaju pocałunków, nie wspominając juŜ u zniewalającym zapachu jej perfum. Wszystko to powaliłoby kaŜdego męŜczyznę, a on był właśnie jednym z takich „kaŜdych". Dość tego, postanowił. Myślał o niej, gdy jechał na zebranie, myślał o niej juŜ na miejscu. Pewno gdy wróci, ona będzie juŜ spała. Chciał, Ŝeby tak właśnie było. A moŜe będzie lepiej, gdy on nie wróci zaraz po zebraniu? MoŜe zwoła chłopaków i zagrają w pokera? Rozejrzał się po sali. Thomas i Gavin wyszli pewno pogadać. Ale gdzie, do diabła, jest Connor Thorne? To właśnie on podkpiwał sobie z Marka, gdy ten spóźniał się na zebranie, bo spóźniła się opiekunka dziecka. Ciekawe, zastanawiał się Mark, czy Connor juŜ wie, Ŝe problem opieki nad dzieckiem juŜ nie istnieje? - Gdzie jest Connor? - zapytał Mark zwracając się do Jake’a. Jake uśmiechnął się, błysnął niebieskimi oczami i rzekł: - Jestem bratem mojego brata, a nie mojego brata stróŜem - odpowiedział Ŝartobliwie i spojrzał na zegarek. -Mamy jeszcze siedem minut. Zaraz tu będzie. - Jak przebiega kampania? - Mark przezornie odbiegł od tematu. Przeciwnikiem Jake’a w wyścigu o prezydenturę miasta była Gretchen Halifax. Trzydziestoparoletnia Gretchen była inteligentna, mądra, o znaczących w mieście wpływach. Nie miała natomiast pojęcia o tym, co jest miastu najbardziej potrzebne. Gdyby wygrała wybory, to jej program tyczący podatków byłby dla miasta zdecydowanie niekorzystny. - Ja gram w otwarte karty, zgodnie z obowiązującymi podczas kampanii zasadami - powiedział Jake. - A moim zdaniem Gretchen raczej je omija.