denerwowali się z powodu jej wyjazdu, ale nie dało się już go odwołać,
gdyż Jessica nie tylko zgłosiła swój udział, miała także wystąpić z referatem. Gdy dowiedziała się o tej konferencji, natychmiast zapragnęła na nią jechać, teraz zaś nie miała na to najmniejszej ochoty. Co się zmieniło, u licha? A może nic, może jest tylko w gorszej formie psychicznej? Nagle zakręciło jej się w głowie, jakby pokój zawirował wokół niej, lecz potem... nie było już pokoju, Jessica stała na skalistym zboczu, RS 21 widząc na szczycie poszarpanej grani bardzo wysokiego mężczyznę osłoniętego czarnym płaszczem łopoczącym na wietrze. Ten człowiek był wcieleniem zła. To zło próbowało ją wytropić, pradawne zło, które czaiło się gdzieś na samym dnie odległych i dziwnych wspomnień, które w dodatku nie były prawdziwe, gdyż coś podobnego nie mogło się wydarzyć. Władca. To imię bez ostrzeżenia pojawiło się w jej głowie, zaś Jessica z miejsca odegnała je od siebie, a wtedy wizja znikła. Znowu znajdowała się w swojej pięknej sypialni, której ciszy nie zakłócały nikłe odgłosy dobiegające z ulicy, znowu czuła słodki zapach magnolii, panował spokój, nic się nie działo. Naprawdę zaczynam bzikować z przemęczenia, uznała z irytacją. Muszę się wyspać. Następnego dnia, gdy tylko stanęła na rumuńskiej ziemi, przebiegł ją zimny dreszcz. Z głośników dobiegał przyjemny głos, w najróżniejszych językach podający godziny odlotów i przylotów, wszędzie dookoła paliły się światła, lecz Jessica miała wrażenie, że za nią gęstnieje ciemność i rozlegają się ciche kroki, zbliżające się z każdą chwilą. Ktoś ją śledził, na karku poczuła smrodliwy oddech, wydało jej się, że jakiś drwiący głos szepcze jej imię. W przypływie paniki odwróciła się gwałtownie, lecz nie dostrzegła nikogo. To znaczy, ujrzała całą masę ludzi, lecz każdy spieszył w swoją stronę, zajęty własnymi sprawami i nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Zapadł już zmierzch, gdy dotarła do hotelu mieszczącego się w starym, historycznym budynku. Idąc samotnie korytarzem, znowu poczuła osaczającą ją ciemność, więc przyspieszyła kroku i parę chwil później zamknęła się na klucz w swoim pokoju. RS 22 Czekała, patrząc na drzwi i tłumacząc sobie, że widać jako psycholog miała do czynienia z jednym paranoikiem za dużo i sama zaczęła cierpieć na jakieś urojone obawy. Nic się nie działo. Odwróciła się od drzwi, a wtedy za jej plecami rozległ się cichy odgłos, jakby ktoś poruszył klamką. I znowu usłyszała wypowiedziane szeptem swoje imię. A potem coś jeszcze. Śmiech. Nie zdołasz się ukryć. Znajdę cię wszędzie... - Idziesz z nami? - spytała Mary z uwodzicielską miną, siadając na brzegu łóżka Jeremy'ego. Mieszkali w schronisku młodzieżowym, które urządzono w siedemnastowiecznym klasztorze. - Cały czas nie mogę uwierzyć, że zostałam zaproszona. Jakaś dziewczyna na ulicy po prostu zaczepiła mnie i zaczęła opowiadać. To prywatny, ekskluzywny klub, na drzwiach nie ma nawet żadnej tabliczki! Będą tam ludzie z całej Europy. To jest w ruinach jakiejś starej katedry czy zamku. Przypadkiem naszą rozmowę usłyszała para Węgrów, powiedzieli, że to prawie niemożliwe dostać się na imprezę w tamtym klubie, zwłaszcza na tak wyjątkową jak