- Na Boga, panno Stoneham! Czy brakuje już służby do robienia tych rzeczy?
- Tak - odparła szczerze. Lysander poczuł nagłą chęć poprawienia jej włosów, choćby muśnięcia ich palcami, ale włożył tylko ręce głęboko do kieszeni spodni. - To niezbyt odpowiednie zajęcie dla opiekunki mojej Siostry - stwierdził i uniósł z dezaprobatą brwi. - Och, lady Arabella także nam pomaga - odparła słodko Clemency. Potem dygnęła wdzięcznie i tyle ją widział. Zdumiony, został sam z kwaśną miną. Gdy spotkali się znowu przy obiedzie, markiz wytknął lady Helenie: - Zatrudniła ciocia pannę Stoneham jako guwernantkę, a widzę, że robi rzeczy należące do służby. Co gorsza, pozwala Arabelli brać w tym udział. - Potem dodał, że byłby bardziej zadowolony, gdyby jego siostra zajmowała się francuskim. Lady Helena podniosła nań wzrok, przestając zachęcać Muffina do zjedzenia resztek żeberek. - Bzdura, Lysandrze. Nic jej się nie stanie, jeśli zobaczy, jak się prowadzi dom. Jestem tylko wdzięczna, że panna Stoneham zdjęła ten ciężar z moich ramion. Wraz z panią Marlow radzą sobie doskonale. Markiz spróbował z innej beczki: - Proszę się nie krępować, panno Stoneham, może i ja przydam się przy jakichś pracach - rzucił z sarkazmem. - Dziękuje, milordzie - podchwyciła szybko Clemency. - Wydaje mi się, że pani Marlow potrzebowałaby kilka synogarlic. Ma zamiar zrobić pieczyste z sosem grzybowym, a jak wiem, jest to pana ulubione danie. - Jeśli w lesie zostały jeszcze jakieś grzyby po pani ostatnim plądrowaniu! Co za nieznośna dziewczyna! - Ni stąd, ni zowąd przybyła do jego domu i po niecałej dobie wydaje się już go prowadzić! Clemency, niepewna, jak przyjąć te słowa, spojrzała na niego niezdecydowanie. Jednak, ku jej uldze, uśmiechał się. - Bez obaw, wspólnie z lady Arabella poradzimy sobie z grzybami - odparła poważnie. - A co z rozmówkami po francusku? Czy zamierzacie zupełnie to zaniedbać? - Pas du tout. Nous parlerons francais en cherchant des champignons! Arabella popatrzyła na nauczycielkę z paniką w oczach, lecz Lysander tylko się zaśmiał. - Touché, panno Stoneham. - Spojrzał na nią znacznie przychylniej. Do licha, podobała mu się dziewczyna, która staje do rozmowy z nim jak równy z równym. Nie mógł jej też ganić za to, że natknęła się w lesie na Arabellę, właściwie powinien to potraktować jako szczęśliwe zrządze¬nie losu - inaczej nie wiadomo, jak by się sprawy potoczyły. Jest poza tym niezwykle piękna, choć nazbyt szczupła jak na jego gust. Osobiście preferuje brunetki o obfitych kształtach, bardziej w typie Oriany. A w ogóle panna Stoneham została tu zatrudniona jako płatna towarzyszka Arabelli, Lysander zaś, w przeciwieństwie do swego brata, nie miał zwyczaju zadawać się ze służbą. Zanim zdążyli się zjawić Fabianowie i wszyscy zasiedli do kolacji, Clemency czuła się, jakby mieszkała w Candover Court co najmniej od tygodnia, a nie zaledwie jeden dzień. Lord Fabian, tęgi jegomość około pięćdziesiątki, za¬chowywał się jak przystało na prawdziwego dżentelmena. Traktował Clemency z dyskretną kurtuazją, podobnie zresztą jak jego żona. Lady Fabian, ubranej nieco modniej od męża, najwyraźniej odpowiadała podupadła świetność Candover Court. Mimo że pani Marlow wraz z pomocnicami uczyniły wszystko, co w ich mocy, nic nie zdołało ukryć postrzępio¬nych i wyblakłych zasłon czy też plam na jedwabnych draperiach. Lady Fabian, bliska kuzynka matki Lysandra, uważała zapewne, że trochę nieporządku w domu nie ma znaczenia i absolutnie nie brała tego krewnym za złe. Już od dawna utarł się wśród rodziny pogląd, że trzeci markiz nie dba o swoją fortunę, a po jego śmierci lord Alexander okazał się jeszcze gorszy. Lady Fabian nie widziała Lysandra od czasu, kiedy chodził do szkoły, lecz z opowieści krewnych wiedziała, że jest on z nich trzech najbardziej odpowiednim kandydatem do sukcesji. Starsza córka państwa Fabian, Adela, była początkowo zaszokowana panującą w majątku ogólną atmosferą znisz¬czenia i nieładu. W mniemaniu matki uchodziła za pannę dobrze wychowaną, chociaż może zbyt pochłoniętą poboż¬nymi praktykami i dobroczynnością. Minęły już trzy lata, jak została wprowadzona do towarzystwa, lecz dotąd nikt, nie licząc chorowitego wikarego z East End Mission, który cierpiał na polipy w nosie, nie zainteresował się nią. Chuda i wyjątkowo mało powabna, szczyciła się, że jest córką barona, a pokrewieństwo z markizem Storringtonem stało się dla niej dodatkowym źródłem satysfakcji - chociaż widziała go tylko raz, i to wiele lat temu. Nie przeszkadzało jej to w chełpliwym przypominaniu przyjaciołom o swoich znako¬mitych koneksjach. Nic więc dziwnego, że fatalny stan majątku i dworu były dla niej przykrą niespodzianką i tego niekorzystnego wrażenia nie poprawiły ani dumna postawa, ani ciemna karnacja kuzyna Lysandra. Jeśli dom popada w ruinę, pomyślała, taka już widać wola boska. Arabella wydała jej się bezwstydną flirciarą i miała tylko nadzieję, że nie wciągnie Diany w swoje gierki. Diana, młodsza córka Fabianów, zerkała za to z zazdrością na Arabellę, siedzącą po drugiej stronie stołu. Jaka jest śliczna i ożywiona! Ona sama, od wielu lat skazana na bogobojne kazania siostry na temat skromności i całej reszty cnót obowiązujących młodą chrześcijankę, marzyła o odrobi¬nie swobody, którą aż w nadmiarze cieszyła się Arabella. Nawet guwernantka jej młodszej kuzynki była piękna! Nauczycielka Diany, osoba o równie kanciastym wyglądzie, jak i charakterze, na pewno nie należała do osób, które bawią towarzystwo. Co do szacownego Gilesa Fabiana, który w mniemaniu wielu miał zadatki na misjonarza, wystarczyło, by tylko rzucił okiem na Clemency, a nie potrafił już myśleć o niczym innym. Nie zwracał uwagi na oburzenie i rzucane szeptem uwagi Adeli, że panna Stoneham to zwykła guwernantka, i że robi z siebie durnia. Przez resztę kolacji wpatrywał się w nią, ledwie tknąwszy potrawki z dziczyzny i grzybów. Clemency miała na sobie czarną jedwabną suknię, delikatnie Przymarszczoną pod szyją, która doskonale kontrastowała z jej złocistymi włosami i podkreślała zgrabną figurę. Lysander, ku zadowoleniu i uldze ciotki, już od dawna nie był tak spokojny i odprężony. Timson znalazł w piwnicy lalka butelek przedniego wytrawnego wina, które, o dziwo, przetrwało spustoszenia czynione przez Alexandra. Markiz rad zauważył, że przypadło ono do gustu lordowi Fabianowi. Najwyraźniej cnotliwe życie nie przeszkadzało kuzynowi delektować się jaśniejszymi stronami życia. W krótkim czasie Lysander uznał, że Fabian jest właściwie całkiem sympatycznym jegomościem z głową na karku, i postanowił przy pierwszej okazji wypytać go o kilka spraw tyczących posiadłości. Zmienił także zdanie o lady Fabian, która okazała się nadzwyczaj rozsądną i bezpośrednią kobietą. Co więcej, dzięki niej nawet ciotka Helena zachowywała się z mniejszą niż zwykle ekscentrycznością. Mniej czasu miał na ocenę młodszego pokolenia, co po części brało się z faktu, że nie dostrzegał tam nic interesujące¬go. Adela dała się poznać jako klasyczna świętoszka, nie mająca ani ujmującej figury, ani charakteru, Diana zaś to jeszcze niezdarna pensjonarka. Całą uwagę przeniósł na Gilesa. Młody człowiek gapił się, zupełnie oczarowany, na Cle¬mency. W oczach Lysandra pojawił się groźny błysk. Jeśli panna Stoneham zamierza usidlić swoim wdziękiem nieopierzonego młokosa, będzie musiała odejść. Choćby jej suknia! Wpraw¬dzie jest czarna, w kolorze odpowiednim do jej pozycji, ale ten wyzywający krój! Czy guwernantki noszą tak głęboko wycięte staniki? Panna Lane nigdy by się tak nie ubrała. Poczuł nagle niezrozumiałą złość i niepokój. Mimo że Clemency prowadziła ożywioną rozmowę to z lordem Fabia¬nem po lewej stronie, to z Arabellą po prawej, markiz przez resztę posiłku nie spuszczał wzroku ani z niej, ani z Gilesa. Arabella bawiła się przednio. Nawet nie narzekała, że z braku wystarczającej liczby mężczyzn posadzono ją między Clemency i kuzynką Adelą. Rozkoszowała się swoją pierwszą dorosłą kolacją i nic nie mogło jej zepsuć humoru. Podano jej nawet maleńki kieliszek wina! Szybko uznała, że Giles jej nie interesuje. Schadzka z młodym Baldockiem wypadła katastrofalnie, lecz Josh, w odróżnieniu od kuzyna, był przynajmniej prawdziwym mężczyzną. Starała się wyobrazić sobie młodego Fabiana w lesie wśród paproci, lecz nie potrafiła. Na jej dobre samopoczucie wpływała też Diana, która bez przerwy gapiła się na nią z takim samym wyrazem cielęcego zachwytu, z jakim jej brat patrzył na Clemency. Do tej pory zamieniły ze sobą zaledwie parę słów, lecz Diana wyraźnie pragnęła zostać jej przyjaciółką, że poruszyła do głębi samolubne serce Arabelli. Uśmiechnęła się do kuzynki, otrzymując w zamian promienny uśmiech. Lady Helena wstała tymczasem i poprowadziła panie do salonu, Lysander zaś wskazał ręką, by lord Fabian i Giles usiedli koło niego, i zaprosił ich na kieliszek porto. Timson postawił właśnie na stoliku butelkę i wyszedł. - Czarująca dziewczyna ta panna Stoneham - stwierdził z przekonaniem lord Fabian. - Co więcej, potrafi też mówić do rzeczy, w przeciwieństwie do mojej biednej Adeli. Skąd pochodzi? - To kuzynka pewnej wdowy po pastorze, która niedawno się tu sprowadziła. Ciotka ma nadzieję, że dziewczynie uda się upilnować Arabellę, co wcześniej nie powiodło się łozinowi innych guwernantek! - Jest również nadzwyczaj urodziwa - ciągnął lord Fabian. - Ty chyba też to zauważyłeś, co, Giles? - Młodzieniec w tym momencie zakrztusił się winem i zrobił się purpurowy. - Jedno mnie dziwi, czemu w ogóle najęła się do takiej pracy? - Dlaczego pan tak mówi? - Lysander zmarszczył brwi. - Guwernantki bywają zwykle łagodne i aż do przesady uległe. Panna Stoneham odznacza się wszelkimi walorami pięknej i niezależnej kobiety, która nigdy nie potrzebowała zarabiać na życie. A co ważniejsze, śmiało i bez udawania wyraża swoje sądy. Giles przełknął ślinę i rzekł z zapałem: - Wypowiedzi panny Stoneham muszą budzić respekt... - zamilkł, spostrzegłszy sardoniczny wyraz twarzy markiza. - Jej opinie są często nieprzemyślane i zbędne - rzucił pstro Lysander. W oczach lorda Fabiana zapaliły się wesołe iskry. Lysander ma w sobie dużo z arogancji Candoverów, pomyślał. Nie sądził, by kilka przegranych potyczek słownych z panną Stoneham zdołało tu coś zmienić. Zastanawiał się także, czy markiz nie został przypadkiem zauroczony jej urodą. Dzięki Bogu, on sam jest już w wieku, kiedy może się cieszyć względami młodej kobiety, nie wzbudzając wśród mężczyzn podobnej wrogości, jaką markiz okazuje biednemu Gilesowi. Zauważył z radością, że jego syn przejawiał wreszcie cień zainteresowania kobietą. Oboje, Giles i Adela, byli w jego mniemaniu stanowczo zbyt cnotliwi i pochłonięci pobożnymi praktykami. Uważał ich przyjazd tutaj za nieporozumienie i zgodził się nań tylko z powodu nalegań żony. Teraz uznał, że to się może okazać całkiem pożyteczne i zabawne. W salonie Arabella i Diana usiadły razem przy oknie. Diana dotykała nerwowo sukienki, zupełnie niepotrzebnie robiąc w niej pełno zagnieceń. Dziewczęta były na tyle młode, że mogły jeszcze nosić białe suknie na znak żałoby. Biel pasowała do świeżej, brzoskwiniowej cery Arabella Dianie zaś nadawała wyblakły wygląd. - Czy... czy... czy nadal masz... lekcje, kuzynko? - zająk¬nęła się Diana. - W rzeczy samej, codziennie rano - odparła Arabella z grymasem. - Ale teraz, kiedy przyjechaliście, być może ciocia Helena zgodzi się je zawiesić. - Och, to szkoda - rzekła ze smutkiem dziewczyna. - Dlaczego? - zdumiała się Arabella. - Ja... miałam nadzieję przyłączyć się... Arabella popatrzyła na nią z niedowierzaniem. Ona chce się uczyć? Zerknęła na Clemency, która akurat starała się podtrzymać jednostronną konwersację z Adelą. - Panno Stoneham! Dziewczyna odwróciła się w jej stronę.