- To jest wciąż jeszcze tylko przypuszczenie?
- Niczego nie wiem na pewno - rzekł Guy. - Słuchaj, Lizzie, przecież on naprawdę kochał ciebie i dzieci. Zadawanie ci bólu musiało być dla niego straszne. - Może byłoby lepiej, gdybym wcześniej od niego odeszła. - Nie sądzę, by to zniósł. Zresztą oboje wiemy, czemu postanowiłaś zostać. - Teraz jednak dzieci i tak będą musiały żyć bez niego. - To jego wina, Lizzie. Na pewno nie twoja. - Wiem. - Wierzysz w to, prawda? - Czasami - odparła z uśmiechem. Dziesięć dni po pogrzebie, w porze lunchu, gdy dzieci były w szkole, odwiedził ją Allbeury. Inni złożyli wizyty wcześniej: Susan Blake, Howard Dunn, Shellowie, paru przyjaciół dzieci, a także w sprawie służbowej Jim Keenan. Allbeury czekał aż do tej pory. Rozmawiali przez jakiś czas w salonie, pełnym wspomnień po Christopherze, na temat dzieci i o tym, jak sobie radzą. Lizzie powiedziała, że w ten weekend przypadają jedenaste urodziny Jacka; Allbeury przyznał, że nie potrafi sobie wyobrazić, jak chłopiec to wytrzyma. - To będzie koszmar - zgodziła się Lizzie. - A ty jak się miewasz? - Nie jest mi łatwo - odparła, podnosząc zagipsowaną rękę. - A z innymi sprawami? - Staram się myśleć o dzieciach, to mi pomaga. Zapytał potem, czego się dowiedziała na temat Clare Novak i tego, co działo się, zanim ta wepchnęła ją do szybu. - Niewiele, bo mogłabym świadczyć przeciw niej... gdyby w ogóle doszło do procesu. Był u mnie inspektor Keenan z jakąś panią detektyw. - Helen Shipley? - Nie, nie miała złamanej nogi. Lime wiedziała, oczywiście, jak blisko otarła się o śmierć, a także poznała trochę szczegółów na temat dwóch pozostałych ofiar przypisywanych Clare Novak. Wiedziała też, choć niewiele, o powiązaniach Allbeury'ego z tamtymi kobietami. - Inspektor Keenan mówił, że próbowałeś im pomóc. - Dużo im to dało. - Podobno obie miały mężów ze skłonnościami do przemocy. - Owszem. Tak jak ja, pomyślała, nie wypowiadając tego na głos. - Podobno chciałeś im pomóc w ucieczce? Keenan z wielkim uznaniem wyrażał się o twojej działalności. Ciszę w pokoju zakłócało tylko tykanie zegara na kominku.