Wczoraj późnym wieczorem doprowadził
się niemal do obłędu, wyobrażając ją sobie w wannie, śledząc strugi ciepłej wody uderzające o jej mlecznobiałą skórę... To bez sensu. Z westchnieniem zgasił lampkę. Musi wyjść z laboratorium, rozprostować się. Popatrzył na zegarek. Zrobiło się późno. Znowu przegapił porę kolacji. Odstawił tacę z rozsadą, zamknął rejestry i odstawił je na półkę. Jutro też .jest dzień. Może jutro pójdzie mu lepiej, łatwiej się skoncentruje. Gdy wyszedł na zewnątrz, było już ciemno. Przeszedł przez trawnik i wszedł do domu drzwiami od tarasu. Z oddali dobiegały go głosy. Amy i chłopcy chyba oglądali telewizję. - Cześć, chłopcy! - zawołał, wchodząc do bawialni. Popatrzył na Amy. - Cześć - powiedział i uśmiechnął się szeroko. Odpowiedziała uśmiechem. Zrobiło mu się miło na sercu. - Pewnie zgłodniałeś - powiedziała. - Pracowałeś do późna i znów ominęła cię kolacja. - Leciutko uniosła kącik ust. - Jak zwykle. Ten jej uśmiech robił z nim coś niesamowitego. Nie mógł oderwać od niej oczu. Jak ona się o niego troszczy. - To fakt. To znaczy... chciałem powiedzieć, że zgłodniałem - uściślił. Chodzi o jedzenie? Czy o nią? - przemknęło mu nagle przez myśl. Spochmurniał. Już przecież podjął decyzję. Amy mu się podoba, jednak będzie trzymać się od niej z daleka. Takie układy nie są dla niego. Już dawno to ustalił. - No to chodźmy! - Poderwała się z kanapy. - Zaraz coś ci przyrządzę. - Popatrzyła na dzieci. - A wam przyniosę prażonej kukurydzy i soku. Chcecie? Chłopcy przystali na to entuzjastycznie. - Chodźmy - zachęciła go. Dlaczego się nie odezwał? Dlaczego nie powiedział, że sam doskonale sobie poradzi? Bo chce iść za nią do kuchni, ciesząc oczy jej płynnymi ruchami, zgrabną figurą. Ot, dlaczego. Amy włożyła do mikrofalówki torbę z popcornem, nalała dwie szklanki soku i ustawiła je na tacy. - Chłopcy chcieli na kolację zupę i grzanki z serem. Zostało trochę zupy, a grzanki to moment. Masz ochotę? - Jak najbardziej.