ale natychmiast wtulają się w mury. Tylko
Podhorecki tkwi pośrodku wąskiej ulicy. Nie jest w stanie zrobić kroku. I choć w płonącej głowie nie może dostrzec oczu, choć zdaje mu się, że płomienie dawno już je wyżarły, czuje na sobie wzrok biegnącego pogorzeliska. Tak jakby go poznawało, jakby szukało w nim ratunku. Kiedy dzieli ich ledwo kilkanaście kroków, widmo wyciąga ku niemu ręce. Ale Adam widzi, że to kikuty, że obie dłonie odcięte zostały równo, jak rzeźnickim toporem. 43/86 Te ręce wyciągnięte, błagające o litość, wyrywają go z bezruchu. Jednoczesny krzyk i strzał dudnią echem w wąwozie ulicy. Potem nie był już w stanie przypomnieć sobie, jaka to siła, jaka myśl pomogła mu wyszarpnąć monstrualny pistolet. I w ostatnim momencie przyłożyć do głowy ognistego widma. Pamiętał tylko, że wystrzelił. I że z eksplodującej czaszki trysnęła krew, która natychmiast zakrzepła w płomieniach. Ucichło. On już nie cierpiał. Leżał u stóp Podhoreckiego nieruchomy, dogasający, skręcony w psiej wdzięczności. A z miejsc, skąd kiedyś wyrastały dłonie, wypływały strumienie jasnej krwi. 44/86 45/86 BŁOTO 18 januara 1832, raport prefekta policji w Besançon „Polscy powstańcy, przebywający w zakładzie tutejszym, szemrzą jak zwykle, że pieniędzy dostają za mało i że przyjdzie im przymierać z zimna i głodu. Rzeczywiście żołdu im nie starcza, gdyż kwitnie między nimi szulerka i pijaństwo, a gros pieniędzy wypłacanych im łaskawie przez rząd Najjaśniejszego Pana trafia do kieszeni alfonsów i dziwek. Doktor Lacanal, który ku własnemu utrapieniu zgodził się leczyć wychodźców za darmo, skarży się na nachodzących go po nocach Polaków. Za dnia obnosić się nie chcą ze wstydliwymi chorobami. Lacanal ostrzega wręcz przed epidemią syfilisu, co jednak wydaje się mocno przesadzone. Niemniej re- 46/86 alizacja planu wysłania Polaków do Algierii i wcielenia do Legii Cudzoziemskiej wydaje się pilną potrzebą. Warunkiem wręcz niezbędnym dla zachowania zdrowia, jak i porządku publicznego na terenie naszego